Nina Baszarkiewicz, 18.12.2016
Całe moje dorosłe życie wypełnione było duchowymi poszukiwaniami. Zapoznawałam się ze wszystkim, co od lat 90. XX wieku było w Polsce dostępne. Cała biblioteka książek o tzw. rozwoju duchowym, wszystkie możliwe kursy, szkolenia, szkoły poświęcone tej tematyce. Wszędzie widziałam cząstkę prawdy, ale nie ją samą. Po wielu latach poszukiwań poddałam się i przestałam w tym kierunku cokolwiek robić, bo po prostu miałam dość tej całej „drogi”. W 2014 roku trafiła do mnie książka „Potęga teraźniejszości” Eckharta Tölle, która obudziła we mnie potrzebę pójścia za TYM.
Na kanale YouTube znalazłam wywiad z Patrycją Pruchnik, potem jej stronę internetową. Była tam informacja o mającym się odbyć we Wrocławiu spotkaniu o obco dla mnie brzmiącej nazwie satsang. Miałam głębokie wewnętrzne przekonanie, że powinnam się z nią spotkać. Zapisałam się i pojechałam. Było tam wiele osób, które się znały, witali się ze sobą. Pomyślałam, że to kolejne zgromadzenie „nawiedzonych”. Weszła Patrycja, ludzie zadawali jej pytania i we mnie też się jakieś zrodziło. Zaczęłam je zadawać… i nagle cały świat przestał istnieć, było tylko TO. Jak grzmot z błyskiem, po którym następuje głęboka cisza i niewysłowiony błogostan. Takie ukojenie i spokój, że jestem w domu, że jest tylko TO, nie ma nic więcej. Coś, czego całe życie szukałam było tu zawsze, nigdy nie odeszło i nie odejdzie, bo nie może. Bo JAM JEST. Obudziło się we mnie zrozumienie PRAWDY, takiej, której nie wypowiesz słowami, lecz znajdziesz ją gdzieś między nimi. Cokolwiek bym chciała na ten temat powiedzieć nie odda tamtej chwili wielkiego wglądu, tego, co się dokonało i trwa ze mną przez cały czas.
Moje życie zmieniło się, nie ma w nim napięć i tarcia. Jest to co jest, a ja z tym nie muszę walczyć (do tej pory walczyłam z rzeczywistością). Obudziła się chęć obserwacji i nieosądzania tego, co przychodzi.
TO co JEST, jest zawsze. W TYM toczy się życie, które tak strasznie przeżywamy i do którego jesteśmy tak przywiązani… ale tak ma być.
Kocham wszystko co JEST, bo nic innego nie ma.